JBL Everest 300
Małe jest piękne, a czasami także zaskakujące - niepozorne na pierwszy rzut oka słuchawki JBL-a z serii Everest, model 300, czarują eleganckim wyglądem i brzmieniem o pełnej skali
- Data: 2016-10-14
- Autor: Marcin Gałuszka
Everest 300 to mniejszy brat recenzowanego już w tym roku na łamach "Hi-Fi Choice'a" modelu Everest Elite 700 (zob. nr 2/2016). Jak łatwo się domyślić, obie te konstrukcje należą do tej samej serii bezprzewodowych słuchawek Bluetooth, której nazwa każdemu miłośnikowi dobrego brzmienia kojarzyć się może (a nawet powinna) z wyjątkowymi, hi-endowymi kolumnami JBL-a. Ponieważ Elite 700 wypadł w naszych testach bardzo dobrze, ale nie każdemu przypadły do gustu jego rozmiary i cena, postanowiliśmy sprawdzić, jak radzą sobie mniejsze i tańsze "nauszniki" z tej niezwykle ciekawej linii.
Konstrukcja
W przeciwieństwie do całkiem sporych Everest Elite 700 "trzysetki" wyglądają raczej niepozornie, zwłaszcza w nierzucającym się w oczy kolorze czarnym. Dla mnie to duży plus, bo nie czuję potrzeby zwracania na siebie uwagi w miejscach publicznych takimi gadżetami, jak słuchawki. Dokładniejsze oględziny zdradzają, że Everest 300 są wykonane – jak na swoją cenę – wzorowo. Dominuje co prawda tworzywo sztuczne, ale od razu widać, że wysokiej jakości. Matowy plastik tu i ówdzie estetycznie przełamano pojedynczymi, niewielkimi, błyszczącymi elementami w tym samym kolorze. Pozostałe materiały to sztuczna skóra (poduszki wypełnione elastyczną pianką), gumowate tworzywo na spodniej części pałąka oraz wzmacniana stal tegoż, także w kolorze czarnym i z wyraźną podziałką. Jak na model mobilny przystało, małe JBL-e można łatwo złożyć w półksiężyc, ale pokrowca, choćby tylko zwykłego woreczka, w zestawie się nie uświadczy. Muszle dość mocno przylegają do uszu, zapewniając tym samym solidne, pasywne tłumienie dźwięków dochodzących z zewnątrz. Narzekać mogą chyba tylko osoby noszące okulary – po kilku godzinach odsłuchów zauszniki dość boleśnie zaczynają się wbijać w skórę.
Podobnie jak w modelu Elite 700, tak i tu w prawym "dysku" umieszczono dwa gniazda – minijack do klasycznego podłączenia źródła dźwięku za pośrednictwem kabla oraz micro-USB do ładowania baterii (oba kable znajdują się wśród dołączonych akcesoriów). Po naładowaniu akumulatorka (co zajmuje jakieś 2,5 godziny) z trybu bezprzewodowego można korzystać aż do 20 godzin, co w porównaniu z niektórymi konkurencyjnymi modelami jest bardzo przyzwoitym wynikiem. Dostęp do wszystkich funkcji modelu Everest 300 umożliwiają wielofunkcyjne przyciski; te przy lewej muszli służą do regulowania głośności, wstrzymywania/rozpoczynania odtwarzania, przeskakiwania do następnego/poprzedniego utworu, jak również odbierania/odrzucania rozmów. Przyciski z prawej strony pozwalają włączyć słuchawki/sparować je ze źródłem dźwięku, a także podzielić się muzyką z właścicielem innych "nauszników" Bluetooth, co ciekawe – dowolnej marki (funkcja ShareMe).
Jakość brzmienia
Osoby szukające niewielkich bezprzewodowych słuchawek z dorodnym basem być może wybiorą model Everest 300 już na podstawie krótkiego demo – niskie tony są bowiem dobrze nasycone i odważne, ale też wystarczająco zwarte, rytmiczne i szybkie, by klient bez większego namysłu podjął decyzję o zakupie. Pierwsze wrażenie jest więc bardzo dobre, a dalsze odsłuchy tylko potwierdzają wyjątkowość całej konstrukcji. Dobra wiadomość jest taka, że nie tylko o bas tu chodzi, choć jego dynamika i barwy są dalekie od przeciętności. Ani średnica, ani też góra pasma nie zostają w cieniu niskich składowych, mało tego – potrafią przykuć uwagę i tylko od słuchacza zależy, na czym skoncentruje uwagę. Subtelniejsze szczegóły są więc równie ważne jak niskie tony, aczkolwiek soprany wydają się niekiedy delikatnie zmatowione.
Ilość mikrodetali jest jednak wystarczająca, podobnie jak nasycenie górnych rejestrów, w związku z czym różnego rodzaju dzwonki chromatyczne, trójkąty itp. efekty nie giną w przekazie, błyszcząc jak należy – wystarczy przywołać "Cherry Tree Avenue" czy "Looking Walking Being" Agi Zaryan. Jednocześnie brzmienie nie jest zbyt analityczne czy nerwowe. Nie brakuje w nim również cech o zabarwieniu emocjonalnym – w "Anybody Seen My Baby" Rolling Stonesów niemal dało się usłyszeć, jak Mick Jagger, korzystając z wielu sztuczek, na czele z załamywaniem głosu, charakterystycznym zawodzeniem, łkaniem i szeptaniem, nie tylko śpiewa, ale wręcz gra, prezentując niemałe umiejętności "aktorskie".
Scena prezentowana przez Everest 300, choć nie oszałamia ani szerokością, ani głębokością (zakładając oczywiście, że w tym przedziale cenowym wśród słuchawek to w ogóle możliwe), to jest dobrze wypełniona dźwiękami. Efekty stereofoniczne są przekonujące i zachowują dobre proporcje względem pozostałych składników muzycznego obrazu.
Podsumowanie
Everest 300 to kolejne udane słuchawki JBL-a. W ich brzmieniu nie brakuje obszernego basu, ale równie dobra jest jakość średnich i wysokich tonów. Zamiast pułapki w postaci modnych ostatnio, dominujących niskich składowych i towarzyszących im nijakich pozostałych zakresów dostajemy równe i żywe brzmienie w całym paśmie. I o to właśnie chodzi!