MEE audio Pinnacle P2
Na pierwszy rzut oka słuchawki Pinnacle P2 wyglądają trochę jak ubogi krewny flagowego modelu P1. Faktycznie są tańsze, ale czy to znaczy, że gorsze?
- Data: 2017-12-06
- Autor: Marcin Gałuszka
Po udanym teście flagowych dokanałówek MEE audio Pinnacle P1 bierzemy na warsztat kolejną konstrukcję Amerykanów – P2. Połowa ceny, jaką trzeba zapłacić za model flagowy, to duża, ale nie jedyna pokusa. "Pe-dwójki" mają bowiem mniejsze wymagania prądowe, więc przynajmniej w teorii powinno być łatwiej o dobre zgranie ze smartfonem. Skoro MEE audio zdecydowało się na takie zagranie, to nam pozostaje tylko powiedzieć: "sprawdzamy".
Budowa i konfiguracja testowa
Obudowy modelu P2 kształtem do złudzenia przypominają P1. Podobnie jak w przypadku "jedynek", wykonano je z dwóch charakterystycznie wyprofilowanych elementów, tyle że zamiast stopu cynku użyto plastiku. Ma to swoje konsekwencje: przede wszystkim słuchawki są lżejsze, ale też... wyglądają trochę pospolicie. Przy bliższych oględzinach sprawiają jednak wrażenie produktu o dużej wytrzymałości. Spora w tym zasługa 130-centymetrowego, solidnego, grubego kabla z masywnym splitterem i jednoprzyciskowym pilotem oraz mikrofonem (powinien znajdować się przy prawym uchu – to najprostszy sposób na odróżnienie kanałów, bo ich oznaczenie jest bardzo dyskretne), pozłacanymi złączami MMCX i "złamanym" pod kątem prostym minijackiem. Zmiany sięgnęły oczywiście znacznie głębiej, tym razem wykorzystano miedziowane cewki z aluminium, co przełożyło się m.in. na ponadtrzykrotnie mniejszą w porównaniu z modelem P1 impedancję. To zaś oznacza, że P2 można spokojnie podłączyć bezpośrednio do smartfona, dodatkowy wzmacniacz nie będzie potrzebny.
Z dodatków najważniejsze są wkładki (gumki i pianki), których producent nie żałował – w komplecie jest sześć par gumek różnej wielkości (zarówno pojedynczych, jak i z dwoma oraz trzema kołnierzami), a ponadto jedna para wkładek z pianki. Do tego dostajemy zgrabny futeralik, klips do kabla i przejściówkę na dużego jacka.
Sposoby noszenia "pe-dwójek", przynajmniej wedle instrukcji, są dwa: klasyczny, czyli z kablem na dół, i naokoło ucha, z kablem do góry. Moim zdaniem to drugie rozwiązanie jest wygodniejsze i pewniejsze, ale najlepiej spróbować samemu.
Podobnie jak w przypadku modelu P1, w czasie testu Pinnacle P2 grały ze smartfonem Samsunga Galaxy S7, tym razem z aplikacją Samsung Music i aktywną funkcją Adapt Sound. Dołączona do słuchawek przejściówka na 6,3mm pozwoliła mi skorzystać z head-ampa/DAC-a S.M.S.L M7 pracującego z komputerem z Windowsem 10 Pro, Roonem i Fidelizerem. I to właśnie to drugie zestawienie (a jednak!) zapewniło ciekawsze brzmienie i pozwoliło na pokazanie całego potencjału testowanych słuchawek.
Jakość brzmienia
Powtarzam to jak mantrę – najważniejszy w przypadku dokanałówek jest dobór wkładek. A najlepsze w zestawie z P2 są chyba pianki T200 Comply, które nie dość, że są wygodne, to jeszcze efektywnie izolują od hałasów zewnętrznych, bo szczelnie wypełniają kanały uszne. Brzmienie "pe-dwójek" jest z nimi pełne, ciepłe, fizjologiczne i przyjemne. Skupione na średnicy i basie. To główna różnica w stosunku do P1. Góra w tańszym modelu nie jest tak zachwycająco rozdzielcza, delikatna i zwiewna, ale w zamian dostajemy jakby więcej mięcha, czadu, więcej... muzyki po prostu. Podanej w bardziej bezpośredni sposób, bez audiofilskiego "ą" i "ę", ale z większym drive'em i pełniejszą barwą. Z P2 dobrze słuchało mi się popu, rocka i metalu, a i z jazzem było całkiem przyjemnie, relaksująco, aczkolwiek do takiego repertuaru wprost stworzone są jednak P1 z racji lepszej przejrzystości i rozdzielczości.
Ogólny komfort słuchania modelu P2 wynika z tego, że w jego brzmieniu nie ma większych niedociągnięć. Wrażenia dobrego balansu nie psuje subiektywnie podkreślony wyższy podzakres średnicy czy dość oczywiste dla konstrukcji dokanałowych ograniczenie w przenoszeniu najniższego basu (co i tak jest odczuciem mocno subiektywnym). Wynika to głównie z natury barw, które można tu określić jako ładnie wypośrodkowane. Określenie to może się komuś kojarzyć z czymś przeciętnym, pospolitym, ale w tym wypadku chodzi o to, że choć w brzmieniu "pe-dwójek" obecne są takie atrybuty, jak dźwięczność czy metaliczność – dotyczy to przede wszystkim instrumentów blaszanych i perkusyjnych – to nie pojawiają się większe problemy z ostrością czy natarczywością. Wysokie tony są całkiem zdecydowane i dobrze nasycone, jednak pozbawione szorstkości. Bas jest zawsze zwinny i wystarczająco pełny, by dać wrażenie dobrej równowagi tonalnej. Lekko wysunięta do przodu średnica w większości wypadków zapewnia świeżość i żywość brzmienia. Wydaje się więc, że najważniejsza dla konstruktorów P2 była przyjemność słuchania, aczkolwiek nie znaczy to, że słuchawki te nie wypunktują słabiej zrealizowanych płyt. Zwykle jednak instrumenty i wokale brzmią za ich pośrednictwem czysto i żywo, a do tego przyjemnie i melodyjnie. Ten "przyjazny" charakter sprawia, że P2 nie powinny spolaryzować tak wyraźnie odbiorców, jak bardziej bezkompromisowe P1, a w efekcie mogą zyskać znacznie więcej zwolenników niż przeciwników.
Podsumowanie
Dźwięk Pinnacle P2 jest żywy i melodyjny, ostre kawałki potrafią być całkiem pikantne, a te spokojniejsze działać kojąco. Trudno powiedzieć, czy są gorsze od flagowców, na pewno są inne, bo inaczej rozkładają akcenty. Warto dać im szansę, zwłaszcza jeśli komuś nie podeszły eterycznie brzmiące "pe-jedynki".
Werdykt: MEE audio Pinnacle P2
Czytaj testy z tego wydania
- Blumenhofer Tempesta 17
- Cyrus Lyric
- Denon AVR-X6400H
- Heed Obelisk DA
- Hegel H190
- JBL Everest Elite 750NC
- Kryna Dica01-1.0R
- MEE audio Pinnacle P2
- Musical Fidelity M6s Encore 225
- NAD T-758 V3
- Paradigm Prestige 95F
- Phasemation CA-1000 + MA-1000
- Pioneer N-70AE
- Ruark Audio MR1 Mk2
- Sonos PlayBase
- Thöress F2A11