Woo Audio WA22

Woo Audio WA22

Długo musieliśmy czekać, aby produkty jednego z najbardziej znanych amerykańskich specjalistów od wzmacniaczy słuchawkowych trafiły oficjalnie na polski rynek. Jak twierdzą niektórzy – długie oczekiwanie zaostrza apetyt. Mój jest ostry jak brzytwa, bo czekałem na tę okazję długo...

  • Data: 2017-09-05

Gdy kilka lat temu rozpoczął się wielki słuchawkowy boom, a nieco później dotarł także do Polski, z niejaką zazdrością czytałem wątki na Head-Fi, w których przewijały się nazwy wielu specjalistycznych firm oferujących doskonałe wzmacniacze słuchawkowe, z których wiele nie dotarło nawet do Europy (poza prywatnym importem), a tym bardziej do naszego kraju. Czytanie, z którymi z nich doskonale grają moje ulubione słuchawki planarne czy to Audeze, czy HiFiMan, było swego rodzaju męczarnią, bo nie było właściwie innej opcji ich posłuchania niż zakup w ciemno. Jedną z takich wyspecjalizowanych marek było Woo Audio istniejące od 2004 roku. Siedzibą tej firmy jest Nowy Jork, a za jej ogromnym sukcesem stoi trzech ludzi. Dwaj z nich to weterani rynku audio – panowie Wei i Zhi Dong. Trzeci, uważany za siłę napędową marki, najmłodszy spośród tej trójki, to pan Jack Woo, od którego nazwiska firma wzięła swoją nazwę. Przez długi czas Woo Audio działało wyłącznie na zasadzie sprzedaży bezpośredniej, a urządzenia były budowane na zamówienie. Na szczęście dla nas, potencjalnych klientów spoza USA, to podejście pomału się zmienia, a polska firma MIP została jednym z dwóch pierwszych dystrybutorów w Europie, dzięki czemu polscy klienci mogą wreszcie na własne uszy sprawdzić, ile warte są ich produkty.

Od początku swej działalności Woo Audio kojarzone jest z lampowymi wzmacniaczami słuchawkowymi, zarówno z transformatorami wyjściowymi, jak i bez nich (czyli tzw. OTL-ami), single ended i zbalansowanymi, a w ofercie jest nawet wzmacniacz dla słuchawek elektrostatycznych. Dziś amerykańska firma oferuje również wzmacniacze, które mogą napędzać zarówno słuchawki, jak i kolumny (w tym topowy model WA234 – monobloki, które umożliwiają stosowanie zamiennie aż trzech typów kultowych triod: 300B, 2A3 i 45-tek), słuchawkowce z wbudowanym DAC-iem, a także dzielony odtwarzacz CD. Oferta jest więc szeroka i każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Nie ma tu może modeli w naszym pojęciu tanich, ale rozpiętość cenowa jest spora, więc każdy może znaleźć coś dla siebie.

Do testu na pierwszy ogień trafił model z dość wysokiej półki oznaczony symbolem WA22. To urządzenie w pełni zbalansowane i w pełni lampowe, z prostownikiem 274B (bądź 5AR4 czy 5U4G). Sterownikami jest para 6SN7, a jako lampy mocy zastosowano dwie – 6AS7/6080. Urządzenie z lampami z przodu i trzema puszkami skrywającymi trafa z tyłu, a także za sprawą sporych, jak na wzmacniacz słuchawkowy, wymiarów można równie dobrze wziąć za "normalny" wzmacniacz lampowy, tyle że z tyłu nie znajdziemy gniazd głośnikowych. WA22 wyposażono w dwa wejścia analogowe – liniowe (RCA) i zbalansowane (XLR), a na tylnej ściance znajduje się przełącznik hebelkowy umożliwiający wybór aktywnego wejścia. Z przodu natomiast umieszczono, co należy do rzadkości, aż trzy wyjścia słuchawkowe. Użytkownik ma więc do dyspozycji wyjście single-ended na dużego jacka (6,35mm), zbalansowane z 4-pinowym DIN-em, a także zbalansowane z osobnymi, 3-pinowymi XLR-ami dla prawego i lewego kanału. Oprócz wyjść słuchawkowych na froncie umieszczono dwa pokrętła – jedno to regulacja głośności, zaś drugie to włącznik urządzenia umożliwiający jednocześnie wybór ustawienia dla słuchawek o niskiej bądź wysokiej impedancji. To ostatnie ustawienie można wybierać według uznania, niekoniecznie kierując się podawaną przez producenta impedancją używanego modelu – jak podaje producent: proszę wybrać to ustawienie, które brzmi w danym przypadku lepiej.

Za regulację głośności odpowiada wysokiej klasy dwukanałowy potencjometr drabinkowy DACT CT2. Połączenia wewnątrz wykonano metodą punkt-punkt. Wzmacniacz pracuje w klasie A i korzysta ze specjalnych, ręcznie nawijanych transformatorów, które ułatwiają dopasowanie impedancji. Jako że jest to urządzenie lampowe, daje użytkownikom możliwość zabawy z lampami – na rynku jest sporo "wypasionych" prostowników wymaganego typu czy jeszcze więcej różnych wersji 6SN7, a i inne lampy mocy wchodzą w grę – słowem sposobów na zmianę/podrasowanie brzmienia jest całe mnóstwo. Urządzenie jest świetnie wykonane i wykończone, a wieczorem żarzące się lampy jeszcze dodają mu uroku. Wzmacniacz dostępny jest w dwóch wersjach kolorystycznych – czarnej (testowana) i srebrnej.

Jakość brzmienia

Swoje odsłuchy rozpocząłem zgodnie z informacją znalezioną w instrukcji obsługi – otóż producent sugeruje, że najlepsze brzmienie można uzyskać, korzystając z w pełni zbalansowanego toru. Podłączyłem więc pierwsze źródło, odtwarzacz CD (nietypowo dla mnie, ale to znakomicie, bardzo niecyfrowo grająca maszyna) Accustic Arts Player II MK2 kablem zbalansowanym do wejścia WA-22, a następnie z szuflady wyciągnąłem przygotowany kiedyś dla mnie kabel zbalansowany WyWires Red zakończony dwoma 3-pinowymi XLR-ami i podłączyłem nim moje ulubione Audeze LCD 3. Bardzo ów kabel lubię, ale nie mając na co dzień stosownego wzmacniacza słuchawkowego, mogę go używać jedynie przy takich okazjach, z czego ochoczo skorzystałem i tym razem, bo z doświadczenia wiem, że umożliwia im to pokazanie pełnego potencjału. Wzmacniacz ustawiłem dodatkowo na nóżkach antywibracyjnych polskiego producenta Franc Audio Accessories. W zapasie miałem potencjalny upgrade brzmienia w postaci prostownika z mojego LampizatOra Golden Atlantic (5U4G wyprodukowany przez KR Audio dla Lampiego), ale postanowiłem zostawić sobie tę opcję na później, podobnie jak krótsze odsłuchy z innymi słuchawkami.

Zacznijmy od kwestii, która budzi obawy wielu zatwardziałych fanów tranzystorów – WA22 mimo całkowicie lampowej konstrukcji jest urządzeniem bardzo cichym. Oczywiście wiele będzie zależeć od skuteczności używanych słuchawek, ale pośród tych, których ja miałem okazję użyć (Audeze LCD3, Mr Ether Flow i Ether Flow C oraz HiFiMan X Edition), żadnego brumienia tudzież szumu nie stwierdziłem. To mamy więc z głowy. Zarówno źródło, jak i bańki próżniowe na pokładzie testowanego Woo Audio sugerowały rozpoczęcie odsłuchów od muzyki akustycznej. W odtwarzaczu wylądowała więc jedna z płyt Raya Browna, założyłem LCD3 na uszy, wcisnąłem play i... odjechałem w świat pięknej muzyki. Naturalność, wręcz organiczność, gładkość i spójność brzmienia to pierwsze, co przyszło mi do głowy. Nie sztuczna gładkość, nie chodziło bowiem o upiększanie dźwięku, co szybko udowodniła mi ostra, aż kłująca (przyjemnie) w uszy, niezwykle dźwięczna trąbka, tylko niezwykle naturalna.

Owa gładkość i płynność dźwięku są nierozerwalnie związane z naturalnością brzmienia, bo przecież tak właśnie brzmią instrumenty na żywo. Nawet gdy np. Clark Terry próbuje wywiercić swoją trąbką dziurę w uszach słuchaczy – brzmi to niby ostro, ale nigdy nie przeszkadza, nie drażni. Również blachy perkusji wypadały z WA22 znakomicie – dźwięczność połączona z dociążeniem dźwięku, przejrzystość, bardzo dobre różnicowanie, umiejętne pokazanie szybkich uderzeń pałeczek czy miotełek i długie (jeśli tylko dostały swoją szansę) wybrzmienia talerzy sprawiały, że po tej płycie jeszcze sporo czasu poświęciłem na inne, na których właśnie blachy nagrano wyjątkowo dobrze. Bębny swoją drogą wypadały równie imponująco – szybkie, sprężyste, mocne, wraz z kontrabasem wyznaczały perfekcyjnie tempo i rytm każdego kawałka. Wszystko to sprawiało, że mimo iż perkusja na tym krążku była jedynie instrumentem towarzyszącym solistom, to właśnie jej przysłuchiwałem się ze szczególną przyjemnością, być może po raz pierwszy w życiu, choć płyty tej słuchałem już dobrych kilkadziesiąt razy na różnym sprzęcie. Kontrabas mistrza bynajmniej nie pozostał z tyłu. Choć na tym krążku nie ma zbyt wielu okazji, by przekonać się o tym, jak nisko ten instrument może zejść i jak potężnie zabrzmieć, to już te nieliczne okazje potwierdziły, że i na tym końcu pasma Woo Audio mocno odstaje od (często krzywdzących) stereotypów urządzeń lampowych. Bas był bowiem, i owszem, naturalnie miękki, ale jednocześnie sprężysty i szybki, a gdy trzeba było, schodził naprawdę nisko.

Zmiana repertuaru na elektryczny, na początku z Marcusem Millerem i jego gitarą basową w roli głównej, szybko potwierdziła wcześniejsze obserwacje. WA22 potrafił bez wysiłku nadążyć za szybkimi palcami Marcusa, każdy dźwięk bardzo dobrze zdefiniować, a co za tym idzie, świetnie je różnicować. Potrafił nawet, jak dalece to w ogóle możliwe przez słuchawki, oddać fizyczną potęgę tego amplifikowanego instrumentu. Jak pokazały późniejsze odsłuchy z tymi samymi LCD3 podłączonymi kablem zbalansowanym z pojedynczym XLR-em, a potem kolejnym z dużym jackiem (acz to był już kabel innej firmy), w takich nagraniach (a także rockowych, z mocnymi gitarami elektrycznymi itd.) podłączenie dwoma 3-pinowymi XLR-ami dawało może niewielki, ale zauważalny przyrost w zakresie dynamiki, swobody, z jaką nawet złożoną, dużą muzykę amerykański wzmacniacz słuchawkowy potrafił przekazać. Choć ta różnica była niby niewielka, to jednak mając wybór, automatycznie sięgałem po ten właśnie kabel. Podkreślam to dlatego, że przecież dziś na rynku jest mnóstwo firm oferujących doskonałe, często lepsze od oryginalnych kable słuchawkowe (w Polsce choćby Forza Audioworks), które można zakupić, by wykorzystać cały potencjał swoich słuchawek. W przypadku WA22 właśnie dobry kabel z dwoma 3-pinowymi XLR-ami powinien dać najlepsze efekty. Podkreślam słowo "powinien", bo przecież sprawdzić to mogłem jedynie z Audeze. W przypadku np. Mr Speakers Ether Flow do wyboru miałem kable z dużym jackiem i 4-pinowym XLR-em, i wybór był (dla mnie) jasny – XLR. Dla HiFiManów X-Edition miałem wyłącznie kabel niesymetryczny i one też z WA22 brzmiały znakomicie, ale na moje czucie z symetrycznym przewodem mogłyby jeszcze bardziej rozwinąć skrzydła. Słowem, to nie jest kwestia dobrego vs słabego brzmienia, ale raczej, przy zastosowaniu kabli zbalansowanych, wyciśnięcie z dobrych słuchawek maksimum ich możliwości, zagrania jeszcze o te umowne kilka procent lepiej.

Owa umiejętność świetnej prezentacji złożonej muzyki potwierdziła się kolejny raz przy dużej klasyce. Przesłuchałem kilka ulubionych symfonii i oper, i za każdym razem najlepszy efekt uzyskałem, używając w pełni zbalansowanego toru, a LCD3 podłączając właśnie do wyjścia z dwoma 3-pinowymi XLRami. To nie tylko kwestia zakresu dynamicznego, większego rozmachu prezentacji, ale i lepszego, precyzyjniejszego pokazania poszczególnych warstw każdego nagrania, możliwość łatwiejszego przyglądania się wybranym elementom, a nawet bardziej jeszcze przestrzenna, bardziej trójwymiarowa prezentacja. Ten ostatni aspekt jest bardzo mocną stroną Woo Audio, oczywiście w słuchawkowej skali. Myślę, że wśród znanych mi konkurentów jedynie Ayon Audio HA-3 gra na podobnym, a może jeszcze odrobinę wyższym poziomie.

Jeszcze tylko dosłownie dwa zdania o jedynym upgradzie, który WA-22 mogłem zafundować. Otóż wyciągnąłem prostownik z mojego LampizatOra i wymieniłem chiński, który standardowo amerykańska marka montuje. Postęp, podobnie jak wcześniej w moim DAC-u, był więcej niż tylko zauważalny. Lepsze dociążenie, separacja, mocniejsza podstawa basowa – to tylko niektóre z efektów tej operacji. Decydując się więc na zakup tego urządzenia, skazuje się na zostanie, prędzej czy później, prawdziwym "lampowcem", który nieustannie szuka najlepszych baniek próżniowych do swojego systemu. To naprawdę fantastyczna, choć czasem dość kosztowna zabawa. Do czasu, aż łykniecie w pełni lampowego bakcyla, ciągle z fabrycznymi lampami, i tak będziecie mieć jeden z lepszych wzmacniaczy słuchawkowych na rynku. Korzystajcie więc z okazji, że Woo Audio pojawiło się w Polsce. Naprawdę warto!

Podsumowanie

Wzmacniacz słuchawkowy Woo Audio WA22 to kolejny dowód na to, że urządzenia lampowe potrafią czarować nie tylko estetyką brzmienia, ale i jego klasą. To bowiem, obok np. (nielampowych) Bakoona HPA-21 i Trilogy 933 oraz (zdecydowanie lampowego) Ayona HA-3, jedno z najlepszych urządzeń tego typu, jakich miałem okazję kiedykolwiek słuchać. I rzecz nie tylko w moim lampowym skrzywieniu, a w preferowaniu przede wszystkim naturalnego brzmienia, ale i w obiektywnie ocenianych wszystkich aspektach brzmienia. Oczywiście, że to prezentacja średnicy jest w wydaniu WA22 absolutnie wyjątkowa, organiczna, płynna, swobodna i bajecznie kolorowa. Tylko że skraje pasma od niej nie odstają, a raczej doskonale ją uzupełniają. Góra jest fantastycznie dźwięczna, otwarta, dociążona, pełna powietrza i ma w sobie tę (naturalną) delikatność, która jest specjalnością lamp. Jeśli tylko słuchawki to potrafią, dźwięk będzie należał do najbardziej przestrzennych, plastycznych, jakie zdarzyło się Wam słyszeć. Także i dół pasma nie odstaje klasą od reszty. Tu więcej zależy od słuchawek niż od wzmacniacza, bo ten potrafi zejść bardzo nisko, nasycić nawet ten niski bas energią, podać go w żwawy, sprężysty i bardzo punktualny sposób. Nie jest to urządzenie z gatunku wybitnie analitycznych, ale szukający drobnych detali, smaczków i subtelności się nie zawiodą, bo tych WA22 nie skąpi. To bajecznie naturalnie brzmiące urządzenie, z którym spędzicie niezliczone godziny, doświadczając piękna i bogactwa muzyki, i to właściwie niezależnie od preferowanych gatunków.

Werdykt: Woo Audio WA22

★★★★★ Świetnie wykonany, prezentuje świat muzyki w pięknych, naturalnych barwach, sprawia, że godziny ze słuchawkami na uszach mijają niezauważenie