Leema Acoustics Libra

Leema Acoustics Libra

Testujemy urządzenie łączące w sobie funkcjonalność trzech wysokiej klasy komponentów

  • Data: 2016-01-20

Od kilku lat w audio obserwujemy swoisty powrót do przeszłości. Rzecz nie tylko w renesansie winylu i magnetofonów szpulowych, ale również w wielofunkcyjności oferowanych urządzeń. 10 lat temu tego typu konstrukcje jednoznacznie kojarzyły się z budżetówką. Obecnie to często urządzenia z wysokiej półki. Testujemy Leema Acoustics Libra – takie właśnie (prawie) all-in-one.

Firmę Leema Acoustics, istniejącą od 1998 roku, można zaliczyć do jakże szacownego grona marek założonych przez byłych inżynierów BBC. Większość z nich zajęła się produkcją kolumn – przykładem są takie marki, jak choćby Harbeth czy Spendor, a i Lee Taylor i Mallory Nicholls zaczęli swoją działalność od stworzenia miniaturowego monitora. W przypadku ich marki, Leema Acoustics, na tym się jednakże nie skończyło. Obecnie oferta obejmuje zarówno kolumny, szeroką gamę elektroniki (odtwarzacze CD, DAC-i, phonostage'e, wzmacniacze i przedwzmacniacze), jak i kable. Do testu trafiło urządzenie, które wpisuje się we wspomnianą już tendencję "powrotu do przeszłości". Klient kupujący model o nazwie Libra nabywa de facto trzy urządzenia w jednym. Sam producent określa Librę mianem przetwornika cyfrowo-analogowego.

Należy więc przyjąć, że to jego prymarna funkcja. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle bogato wyposażony DAC. Użytkownik dostaje bowiem do dyspozycji 3 wejścia koaksjalne zdolne do przyjmowania sygnału PCM do rozdzielczości 24 bitów i 192kHz, a także sygnału DSD64. Dokładnie te same parametry oferują trzy wejścia optyczne Toslink oraz dwa wejścia zbalansowane AES/EBU. Jakby tego było mało, urządzenie wyposażono w dwa wejścia I2S (na gniazdach RJ45), z których jedno jest konfigurowalne software'owo, umożliwiając podłączenie niemal dowolnego źródła z wyjściem w tym standardzie. Złącza I2S akceptują sygnał PCM o rozdzielczości do 24 bitów i 384kHz, DXD, jak również DSD64 i DSD128.

Takie same parametry oferuje asynchroniczne, izolowane galwanicznie wejście USB. Libra potrafi również odtwarzać muzykę przez Bluetootha, acz moduł to umożliwiający jest opcjonalny. Mamy więc znakomicie wyposażony DAC, który w tym względzie przewyższa większość konkurencji. Producent informuje o jeszcze jednej możliwości. Urządzenie oparto na wymienialnych, firmowych, w pełni zbalansowanych modułach DAC nazwanych "Quattro Infinity", co zabezpiecza użytkowników na przyszłość. Na dziś urządzenie oferuje odtwarzanie właściwie wszystkich rozdzielczości i formatów muzyki dostępnych na rynku, jednakże gdyby w przyszłości pojawiły się jakieś nowe, a Leema stworzy dla nich obsługujące je moduły DAC, to będzie możliwość ich wymiany.

To nadal nie wszystkie możliwości tego urządzenia. Libra to bowiem także analogowy przedwzmacniacz wyposażony w trzy wejścia – każde z nich może pracować jako zbalansowane lub niezbalansowane (każde ma dwa komplety gniazd i mały przełącznik do wyboru trybu pracy). Urządzenie posiada również wyjścia RCA i XLR oraz przełącznik, którym wybieramy, czy sygnał na wyjściu ma być regulowany, czy nie – jeśli urządzenie podłączamy do przedwzmacniacza lub integry, wybieramy opcję "fixed", czyli stały poziom sygnału. Jeśli natomiast Libra ma pracować jako przedwzmacniacz i sterować poziomem głośności podłączona bezpośrednio do końcówki mocy, wybieramy opcję "variable" (czyli "zmienny" czy "regulowany" poziom sygnału na wyjściu). Testowane urządzenie posiada jeszcze trzecią funkcjonalność – wyposażono je w moduł wzmacniacza słuchawkowego wysokiej klasy, który współpracuje z wszystkimi słuchawkami o impedancji od 32Ω. Jak już zorientowali się Państwo z opisu funkcji Libry, na tylnej ściance znajduje się sporo gniazd. Oprócz już wymienionych wejść i wyjść znajdziemy tam jeszcze gniazdo sieciowe wraz z głównym włącznikiem urządzenia oraz gniazda (zbalansowane i niezbalansowane) opisane jako: LIPS (skrót od Leema Intelligent Protocol System). Pozwalają one na połączenie Libry z innymi urządzeniami Leema Acoustics i wspólne ich sterowanie. W przypadku wyposażenia tego urządzenia w moduł Bluetooth z tyłu znajdzie się również niewielka antenka.

Centralne miejsce na froncie zajmuje niezbyt duży, ale czytelny niebieski wyświetlacz, na którym znajdziemy sporo informacji, takich jak: aktywne wejście, rodzaj sygnału (PCM, DSD) i jego częstotliwość próbkowania, informację o tym, czy dla wyjścia wybraliśmy stały czy zmienny poziom sygnału, informację o wybranym filtrze oraz fazie. Wyświetlacz można całkowicie wygasić, co docenią osoby, które nie lubią, gdy cokolwiek odwraca ich uwagę od muzyki. Po lewej stronie znajdują się dwa 3,5 mm gniazda – jedno to wyjście słuchawkowe, drugie to wejście umożliwiające podłączenie przenośnego odtwarzacza (oznaczone "mp3"). Większa gałka to regulacja głośności, mniejsza to selektor wejść oraz narzędzie do poruszania się po menu. Obok pokrętła głośności znajdują się dwa przyciski – jeden włącza by-pass dla kina domowego, drugi funkcję "mute" (wyciszenie).

Obok drugiego pokrętła również znajdują się dwa przyciski umożliwiające (wraz z gałką) obsługę menu urządzenia. W menu można m.in. wybrać cyfrowe filtry, których chcemy używać, fazę (którą można odwrócić, jeśli wymaga tego nagranie), jasność wyświetlacza oraz czas, po którym wyświetlacz się wyłącza, zmienić nazwy poszczególnych wejść czy skonfigurować jedno z wejść I2S. Na froncie znajduje się jeszcze czujnik zdalnego sterowania oraz przycisk przełączający urządzenie w stan uśpienia (stand-by). Libra dostarczana jest wraz z porządnym, metalowym pilotem systemowym, który może obsługiwać również inne produkty tej marki. Urządzenie oferowane jest w dwóch wersjach kolorystycznych – czarnej (tak jak testowany egzemplarz) oraz srebrnej. Jakość wykonania i wykończenia jest naprawdę wysoka, a obsługa bezproblemowa. Uwagę zwracają spore radiatory na bokach urządzenia – sugerują one, iż urządzenie mocno się grzeje w czasie pracy, co faktycznie potwierdziło się w trakcie użytkowania.

Jakość brzmienia

Czasy, gdy cyfrowe źródła dzieliło się na te, których dźwięk był suchy, techniczny, pełen cyfrowych artefaktów i te, zwykle bardzo drogie, którym udało się tych typowych wad uniknąć, już właściwie minęły. Zarówno sama technika cyfrowa, jak i konwersja cyfrowo-analogowa zrobiły w ostatnich latach gigantyczne wręcz postępy, dzięki czemu dziś już nawet względnie niedrogie DAC-i potrafią oferować gładki, przyjemny dla ucha dźwięk. Konkurencja między DAC-ami to już raczej kwestia tego, jak wysoką klasę dźwięku uda im się dostarczyć, a nie czy będzie to dźwięk akceptowalny.

Druga kwestia to funkcjonalność danego urządzenia – iloma i jakimi wejściami dysponuje, sygnał jakiej rozdzielczości i formatu akceptuje oraz czy jest to tylko przetwornik, czy ma do zaoferowania coś więcej. W przypadku Libry jej twórcy zadbali, by zaspokajała właściwie wszystkie potrzeby potencjalnego nabywcy. Jak wcześniej mogliście Państwo przeczytać, na dobrą sprawę nie ma znaczenia, jakiego rodzaju źródła chcecie używać, w jakie wyjścia cyfrowe jest ono wyposażone, czy potrzebujecie wyłącznie DAC-a, czy może również przedwzmacniacza. Dodatkowym bonusem jest jeszcze wzmacniacz słuchawkowy. Pod tym względem jest to więc urządzenie kompletne, przewyższające większość konkurentów. Pozostaje więc kwestia, dla mnie, najważniejsza – jak dobrze Libra brzmi – sprawdźmy!

Libra jako DAC

Zacząłem odsłuchy od sprawdzenia prymarnej funkcji tego urządzenia – Libra grała jako przetwornik D/A podłączony do znakomitej integry włoskiej firmy Norma Audio (IPA-140). Wysoką klasę słychać było już przy odtwarzaniu materiału o rozdzielczości płyty CD (16bit/44kHz). To spójna, gładka, znakomicie poukładana prezentacja, której nie można określić mianem ciepłej, a mimo tego brzmi ona nad wyraz naturalnie. Połączenie neutralności z naturalnością jest rzadko spotykane i charakteryzuje urządzenia z wysokiej półki. Prezentacja brytyjskiego DAC-a jest też wyjątkowo czysta. Nie ma to nic wspólnego z kliniczną, sztuczną czystością czy brakiem wypełnienia dźwięku, a raczej z brakiem jakichkolwiek podbarwień, zniekształceń czy podkreślania którejkolwiek części pasma. Dostajemy więc bardzo równą w całym paśmie, barwną i dynamiczną prezentację, która sprawdza się zarówno w muzyce rockowej, elektronicznej, jak i klasyce czy akustycznym jazzie.

Znakomicie zabrzmiała płyta Milesa Davisa "Tutu" z mocnym, elektrycznym basem i elektroniczną perkusją (Marcusa Millera) oraz tą niezwykłą, nieco eteryczną trąbka mistrza. To płyta z ogromnym udziałem instrumentów elektronicznych, więc o naturalności brzmienia trudno tu mówić, ale faktem jest, że brzmiało to bardzo dynamicznie, ekspresyjnie i zachęcało wręcz do podkręcania głośności. Nie inaczej zabrzmiała ostatnia płyta Marcusa, "Afrodeezia" – jego bas brzmiał potężnie, ale jednocześnie sprężyście, momentami wręcz twardo. Czuć było tę ogromną energię, jakiej niedawno można było doświadczyć w czasie koncertu artysty w Warszawie. Nie tylko bas, ale i pozostałe instrumenty miały odpowiednią masę, wypełnienie i te przeogromne pokłady wręcz fizycznie odczuwalnej energii. Na płycie Raya Browna podziwiałem dla odmiany brzmienie kontrabasu – głębokie, pełne, z dużym udziałem pudła i długimi wybrzmieniami. Znakomicie oddana została barwa i faktura tego instrumentu, a detaliczność dźwięku pozwalała śledzić każdy, nawet drobny element maestrii mistrza. To swoją drogą kolejna z cech właściwych urządzeniom z wysokiej półki, które doskonale łączą muzykalność, pełny, gładki i spójny sposób prezentacji muzyki z wysoką detalicznością. Ta ostatnia w połączeniu z wyjątkową czystością dźwięku, wysoką rozdzielczością i dobrym różnicowaniem pozwala bez wysiłku studiować wybrane szczegóły/elementy każdego nagrania.

Libra znakomicie spisywała się już z materiałem o rozdzielczości 16/44, więc postęp, gdy przyszło do słuchania plików wyższej rozdzielczości, nie był tak duży, aczkolwiek odczuwalny. Dźwięk był jeszcze gęstszy, niósł jeszcze więcej informacji, ale nie były to różnice aż tak znaczące, jak w wielu innych przypadkach. Podkreślę raz jeszcze – wynikało to z tak dobrej prezentacji materiału w rozdzielczości 16/44. Testowane urządzenie imponuje także przestrzennością grania – instrumenty poustawiane są precyzyjnie na swoich miejscach, a wrażenie robi nie tylko szerokość, ale i głębokość sceny. Niewiele urządzeń, a jeśli już to faktycznie z wysokiej półki, potrafi tak precyzyjnie, a jednocześnie naturalnie pokazać trójwymiarowość każdego źródła pozornego oraz wszystkie relacje przestrzenne między poszczególnymi źródłami. W zupełnie naturalny sposób identyfikuje się, które instrumenty znajdują się bliżej, które dalej, a cała scena w bardzo przekonujący sposób przenoszona jest do naszego pokoju. Jest to tym łatwiejsze, że przekaz jest także bardzo otwarty, pełen powietrza, co pozwala instrumentom oddychać, wspomagając jeszcze ów efekt naturalnej, dużej przestrzeni, na której rozgrywają się wydarzenia.

Bardzo przekonująco wypadają także wokale – naturalnie ciepłe, namacalne, organiczne. I choć wszystkim można przypisać te właśnie cechy plus jeszcze szereg następnych, to jednocześnie są one także bardzo dobrze różnicowane, każdy ma wyraźnie zaznaczone własne, niepowtarzalne cechy. Pięknie ukazywane są emocje, różny ich poziom i sposób ekspresji w zależności od wykonawcy. Fantastycznie słychać gigantyczną energię, wkładanie w śpiew każdego cala serca i duszy choćby przez Ettę James czy Marka Dyjaka, melancholię i spokój u Evy Cassidy czy Kate Bush, albo wielką radość, przyjemność płynącą ze wspólnego śpiewania Elli Fitzgerald i Louisa Armstronga. Cudownie w wydaniu Libry wypadały opery – czy to moja ukochana "Carmen" z Leontyną Price, czy "Turandot" z Pavarottim (to niesamowite wykonanie "Nessun Dorma"!!!). Wspomniane już doskonałe poukładanie wydarzeń na scenie, oddanie relacji przestrzennych, plus orkiestra grająca z (niemal) realną mocą i dynamiką plus znakomita reprodukcja i samych głosów śpiewaków, i ogromnych emocji w nich zawartych – to wszystko razem tworzyło piękne, emocjonalne spektakle.

Libra jako przedwzmacniacz

Nie omieszkałem sprawdzić, jak dobrze sprawdzi się testowane urządzenie pracujące jako analogowy przedwzmacniacz, sterując moją końcówką mocy ModWrighta. Do jednego z analogowych wejść podłączyłem swój przedwzmacniacz gramofonowy, a za urządzenie odniesienia służył mój pre – LS100, również ModWrighta. Mój przedwzmacniacz to urządzenie lampowe, co było, zwłaszcza w bezpośrednim porównaniu z Librą, słychać. Brytyjskie urządzenie grało bardziej neutralnym, nieco bardziej wyrazistym dźwiękiem, który był także czystszy, klarowniejszy. Lampy mają wiele zalet, jak choćby lepszą (bardziej nasyconą, naturalną) barwę czy niezwykłą trójwymiarowość prezentacji, których urokowi trudno się oprzeć i tu faktycznie LS100 miał przewagę, acz była ona zaskakująco niewielka (biorąc po uwagę fakt, że Libra to urządzenie w 100% półprzewodnikowe).

Przewaga testowanego urządzenia leżała we wspomnianej już większej przejrzystości, czystości dźwięku, równiejszym (w sensie – bez zaokrągleń na obu skrajach) paśmie, wyższej szybkości i dynamice dźwięku. Rzecz nie w tym, że różnice były duże, ale wystarczająco wyraźne, by każdy potencjalny użytkownik łatwo zdecydował, którą wersję woli – tę nieco ładniejszą, bardziej miękką i jeszcze bardziej namacalną prezentację lampowego przedwzmacniacza, czy żywszą, bardziej klarowną i dynamiczną Libry. Wybór zależałby od indywidualnych preferencji, ale faktem jest, że Libra jako przedwzmacniacz wcale nie ustępowała kroku mojemu dedykowanemu urządzeniu. Innymi słowy – w wielu systemach osobny przedwzmacniacz będzie po prostu zbędny, bo Leema spełnia tę funkcję bardzo dobrze.

Libra jako wzmacniacz słuchawkowy

Krótki test przeprowadziłem z moimi ulubionymi słuchawkami o konstrukcji zamkniętej – FAD Pandora Hope VI. Odsłuch potwierdził opisane już walory brzmieniowe Libry, pokazując także, że bez trudu radzi sobie z napędzeniem tych japońskich słuchawek. Nie są one co prawda bardzo wymagające w stosunku do wzmacniacza w sensie jego mocy, ale potrzebują sygnału wysokiej próby, by w pełni rozwinąć skrzydła. Brytyjskie urządzenie szybko pokazało, że wyjście słuchawkowe nie jest tylko marketingową atrapą. Użytkownik tego urządzenia może sobie nie zawracać głowy szukaniem osobnego słuchawkowca, chyba że posiada nauszniki z wysokiej półki i stać go na zakup do nich osobnego wzmocnienia za ładnych kilka tysięcy złotych. W innym przypadku może spokojnie pozostać przy samej Librze.

Podsumowanie

Choć firma Leema Acoustics istnieje od lat, to recenzja Libry jest moim pierwszym bliższym kontaktem z ich produktem. Bardzo lubię tak pozytywne zaskoczenia. Urządzenie nie jest tanie, więc wysokie oczekiwania były jak najbardziej na miejscu, a Leema nie zawiodła. Sprawdziła się świetnie i jako DAC, i jako przedwzmacniacz, a i wzmacniacz słuchawkowy nie jest tylko marketingowym zabiegiem. Wyposażenie jest bardzo bogate – podłączyć można właściwie każde cyfrowe źródło niezależnie od tego, jakiego rodzaju posiada wyjście (nawet tak ciągle egzotyczne, jak I2S), jakie pliki odtwarza, czy w jakiej rozdzielczości.

A że podłączyć można jeszcze 3 źródła analogowe, więc Libra może być pełnoprawnym sercem systemu wysokiej klasy, pracując jako przedwzmacniacz. Brytyjskie urządzenie oferuje nie tak częste, a znamionujące klasę, połączenie naturalności i neutralności brzmienia. Dodajmy do tego wysoką dynamikę, rozdzielczość, transparentność i detaliczność, dobrą selektywność i budowę dużej, dobrze poukładanej sceny z namacalnymi, trójwymiarowymi źródłami pozornymi, a otrzymamy urządzenie kompletne, które wpasuje się bez problemu w większość systemów wysokiej klasy. To doprawdy świetny produkt!

Werdykt: Leema Acoustics Libra

★★★★★ DAC, bardzo dobry przedwzmacniacz i dobry wzmacniacz słuchawkowy – a to wszystko w jednej, ładnej i porządnie wykonanej obudowie. No i brzmi świetnie!