B&O PLAY BeoPlay A1
BeoPlay A1 to kolejny mały głośnik, który gra dużym dźwiękiem, choć właściwie nie ma prawa...
- Data: 2017-03-18
- Autor: Marcin Gałuszka
W podstawie najmniejszego głośnika Bluetooth w ofercie B&O PLAY – BeoPlay A1 – są dwa otwory, przez które przewleczono skórzany sznur, czyniąc z całej konstrukcji coś w rodzaju oryginalnej zawieszki. Możemy ją powiesić na ścianie w pokoju, albo... wpiąć w pętelkę przy plecaku i udać się w plener niczym wędrowiec w reklamie przygotowanej specjalnie z myślą o "a-jedynce". W ten sposób muzyka przetwarzana przez głośnik będzie nam towarzyszyć dosłownie wszędzie.
Budowa i obsługa
Beoplay A1 to żaden ułomek – owszem, mieści się w dłoni, ale żeby go podnieść, palce trzeba maksymalnie rozcapierzyć, a jego solidne 600g wagi też łaski nie robi. Nad jakością materiałów i wykonaniem można tylko cmokać z podziwu, ale w przypadku tej marki to przecież norma. Za design odpowiada Cecilie Manz, która projektuje m.in. meble, oświetlenie, szkło, akcesoria do wnętrz i biżuterię. Od razu widać, że najważniejsza jest tu prostota, solidność wykonania i funkcjonalność, czyli główne wyznaczniki skandynawskiej szkoły wzornictwa.
A1 wygląda jak monolit, chociaż składa się z dwóch idealnie dopasowanych do siebie części. Góra to aluminiowy perforowany grill, spod którego przeziera kolejna maskownica, tym razem z materiału. Dół z kolei to wykonany z polimerów krążek z zatopionymi weń przyciskami funkcyjnymi: włącznikiem, któremu towarzyszy dioda, oznaczonymi plusem i minusem przyciskami do regulacji poziomu głośności, klawiszami trybu prowadzenia rozmów (z diodą) i parowania urządzenia, a także guzikiem Connect, po naciśnięciu którego głośnik nawiąże połączenie z ostatnio sparowanym urządzeniem i uruchomi odtwarzanie ostatniego słuchanego utworu. Oprócz przycisków w podstawę głośnika wbudowano wszechkierunkowy mikrofon, który czyni z A1 zestaw głośnomówiący, jak również gniazda minijack oraz mini-USB, przy czym to drugie w rzadko spotykanym (jeszcze) standardzie C. Czym więc wytłumaczyć jego obecność? Do tej pory rozwiązanie takie lansowała przede wszystkim marka Apple, niewykluczone więc, że duński producent chciał się przypodobać stale rosnącej grupie posiadaczy najnowszych MacBooków (sprzedaż A1 za pośrednictwem oficjalnego sklepu Apple'a nie jest bynajmniej przypadkiem), albo po prostu przewąchał zbliżające się upowszechnienie tego typu złącza. Na razie w pudełku z A1 znajdziemy kabel USB-C?USB-A, który pozwoli nam bezproblemowo naładować baterię o pojemności aż 2200mAh, co powinno przełożyć się na obiecywane przez producenta 24 godziny odsłuchu. Poziom naładowania litowo-jonowego akumulatora, jeśli tylko sparujemy go z mobilnym urządzeniem z logo nadgryzionego jabłka, będzie można podejrzeć na ekranie. Androidowcy muszą obejść się smakiem i przyjąć na klatę fakt, że Duńczykom bliżej do Cupertino. Na pocieszenie w tej sytuacji pozostaje wskaźnik wbudowany w A1, świecący/migający różnymi kolorami w zależności od ilości energii pozostałej do wykorzystania.
Było już o górze i o dole małego BeoPlaya, więc teraz kilka słów o tym, co pomiędzy. Umieszczono tam wzmacniacz cyfrowy o mocy 2x30W, który napędza dwa głośniki: woofer z aluminiową membraną oraz tweeter 3/4" z jedwabną kopułką. Producent chwali się technologią Adaptive Power Management, która pilnuje tego, by wzmacniacz dostał w danej chwili dokładnie taką ilość mocy, jakiej potrzebuje. Dzięki temu jednostka wbudowana w A1 potrafi ponoć "w piku" wygenerować aż 140W. Ponadto wnętrze głośnika skrywa procesor DSP z zaawansowaną filtracją charakterystyki przetwarzania, dzięki której A1 może promieniować dookólnie, tworząc przestronną scenę muzyczną. Jeśli ktoś zdecyduje się na zakup drugiego A1, będzie mógł sparować głośniki w trybie stereo za pośrednictwem aplikacji BeoPlay.
Ano właśnie, aplikacja. Trzeba przyznać, że jej prostota i design dorównują samemu głośnikowi. Sterowanie A1 za jej pośrednictwem (zwłaszcza pogłaśnianie/ściszanie) to czysta przyjemność, czego nie można powiedzieć o obsłudze bezpośredniej, którą poświęcono nieco w imię czystości formy (oznaczenia guzików są małe i przy słabym oświetleniu można błądzić po omacku, przyciskając nie to, co by się chciało). Na wzmiankę zasługuje z pewnością pomysłowo rozwiązany equalizer, który oprócz możliwości skorzystania z gotowych presetów (Lounge, Party, Podcast i Favorite) umożliwia zmianę barwy dźwięku poprzez dotykowe nawigowanie pomiędzy czterema polami (Warm, Relaxed, Excited i Bright) na planszy o zgodnej z przeznaczeniem nazwie Tonetouch.
Jakość brzmienia
Sam się sobie dziwię, pisząc te słowa, ale w dźwięku A1 właściwie wszystko jest na swoim miejscu. Pomijając dość oczywiste ograniczenia wynikające z samej konstrukcji, z których najbardziej bezspornym jest brak niskiego basu, całość ma w sobie trudno definiowalny "fun" i "drive", jakiś szczególny rodzaj podkręcenia, dzięki któremu muzyka brzmi ekscytująco i świeżo. Próbę ognia pomyślnie przeszły zarówno nowe produkcje The Flaming Lips, Elbow czy płyta Anohni, jak i wymagający nawet dla "poważnego" sprzętu audio "The Raven That Refused to Sing (And Other Stories)" Stevena Wilsona, o różnego rodzaju dźwiękowych pejzażach spod znaku ECM nie wspominając.
Co ciekawe, niskich tonów – pomimo wspomnianych już ograniczeń – jakoś specjalnie w przekazie nie brakuje. Bas ma niezłe uderzenie i energię, jego równomierność prezentuje bardzo przyzwoity poziom. W ogólnej masie dźwięku nie giną szczegóły pomijane zwykle przez porównywalne gabarytowo "grajki". Średnica też nie jest do końca neutralna, ale – w przeciwieństwie do wielu innych głośników Bluetooth, których brzmienie można symbolicznie przedstawić za pomocą litery "V" – ma swoje życie. Jej największą zaletą jest to, że nie gasi transjentowych dźwięków, dzięki czemu subiektywnie odczuwana analityczność ma bardzo przyzwoity poziom. Całość całkiem zgrabnie uzupełniają nieco wycofane, ale tylko w najwyższym podzakresie, wysokie tony. Jeśliby się nad tym wszystkim spokojnie zastanowić, to fakt, że w każde pasmo w jakimś stopniu zaingerowano, a całość brzmi tak przekonująco, powinien być co najmniej podejrzany. Każda ingerencja z osobna i wszystkie razem nie ograniczyły jednak znacząco poczucia żywości dźwięku. Kluczowe są tu moim zdaniem takie czynniki, jak dynamika, timing i – pierwszorzędna jak na głośnik Bluetooth – przestrzeń. Ta ostatnia jest duża, podobnie jak skala dźwięku i moc, dzięki czemu A1 nie ma typowych kłopotów z kompresją. Może więc grać głośno bez spodziewanych ograniczeń dotyczących przejrzystości czy kontroli, zaprzeczając w pewnym sensie prawom fizyki.
Podsumowanie
BeoPlay A1 w każdy repertuar tchnie życie i pozwoli cieszyć się muzyką, tak po prostu, bez kombinowania, owijania w bawełnę itp. Jego bezpośredniość budzi sympatię, podobnie jak walory zewnętrzne. Czyli w państwie duńskim wszystko gra.
Werdykt: B&O PLAY BeoPlay A1
Czytaj testy z tego wydania
- Auralic Polaris
- B&O PLAY BeoPlay A1
- Cambridge Audio Yoyo (S)
- Cammino H3.1 Power Harmonizer
- Cyrus ONE
- Denon PMA-1600NE
- Harman Kardon Esquire 2
- Krüger&Matz KM 669
- Megalith Audio SCX
- Music Hall MMF 2.3
- Polk Audio LSiM703
- Polk Audio TSx220B
- Quadral Aurum Galan 9
- Sennheiser HD 4.50BTNC
- SPEC RSA-M3 EX
- Spendor A6R
- Taga Harmony Diamond B-60
- Xavian Joy
- Yamaha MusicCast WXC-50